Są miejsca
gdzie czuję się obco i takie, które są jak powrót dokądś. Tajwan jest tym
drugim.
Tajwan to jak
dla mnie azjatyckie Stany Zjednoczone Ameryki. Tajpej kojarzy się z
Nowym Jorkiem, prowincja z typową amerykańską prowincją a parki narodowe ze swoimi
amerykańskimi odpowiednikami – nawet ścieżki do chodzenia mają podobne.
Tajwanka spotkana
w samolocie (13 lat w USA) opowiada: tak się
złożyło, że wylądowałam w Stanach. Nie nie chciałam wyjeżdżać, ale akurat tak się
złożyło. Na początku mi się podobało, ale teraz jest nudno. Wiesz, możesz jechać
przez kraj 1000 km i minąć po drodze jakieś dwie wiochy. I o czym z nimi gadać? Oni nic nie wiedzą o świecie. No ale USA to gwarant niepodległości
Tajwanu.
Właśnie, bo Tajwan
to taki kraj nie kraj. Coś jakby takie pseudopaństewko na Kaukazie. Ich gospodarka jest 24 na świecie, ale uznają ich tylko 23
państwa! ‘Prawdziwi przyjaciele’ Republiki Chińskiej, bo to tak
brzmi oficjalna nazwa kraju. Mimo to, większość krajów świata ma tu
przedstawicielstwa handlowe (ale, rzecz jasna, nie placówki dyplomatyczne) bo trudno
ignorować wyspę, z której kilkanaście firm jest na liście 100 najważniejszych
przedsiębiorstw świata. Tajwański soft
power polega na zapraszaniu ludzi i pokazywaniu im jak bardzo są zajebiści. I faktycznie są. Ale jakby czegoś im brakuje. Chyba wyobraźni.
Dziwne jest tu powietrze –
gęste, wilgotne, zimne.. Przez to obraz jest zamglony i wszystko co się widzi
jest jakby nierzeczywiste, jak przez łzy. W nocy, w mieście świecą LEDy,
punktowo i przez to tak jakby nie widzi się miasta ale te poszczególne punkty.
Nie podświetlają wieżowców, można dostrzec tylko ich kontury. Podobnie jest w
Bangkoku. Azja oszczędza energię.
Ludzie – ubrani
najrozmaiciej ale z takim amerykańskim rysem. Kolorowo. Często awangardowo, ale nie ma w tym elegancji. Nie
zwracają uwagi na buty, jest to chyba najmniej istotny element garderoby.
Typowe połączenie to puchowa kurtka, ciepłe dresy i do tego… klapeczki, w najrozmaitszych
odmianach. Na wysokości 3000m npm widziałam rowerzystę w profesjonalnym
kostiumie i właśnie w klapeczkach. Fajnie, w firmach, w urzędach praktycznie
nie ma dress codu.
Psy. Mają tu na ich
punkcie świra. Psy są uczesane i noszą własne ubranka. Mają swoje wózeczki jak
niemowlaki. I w tych wózeczkach jeżdżą na spacerki.
Architektura to jakiś koszmar estetyczny. Domy na przedmieściach wyglądaj jakby miały się
zaraz rozlecieć, co jest zabawne bo nieraz parkują przed nimi Lexusy. Budowano
na szybko, kilkadziesiąt lat temu kiedy opcja powrotu na kontynent była
bardziej realna. Zresztą, w kraju gdzie średnio co drugi dzień jest
trzęsienie ziemi nie vardzo przywiązuje się wagę do trwałości.
c.d.n....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz