wtorek, 17 stycznia 2012

Agi wrażeń z Tajwanu część 1.


Są miejsca gdzie czuję się obco i takie, które są jak powrót dokądś. Tajwan jest tym drugim.

Tajwan to jak dla mnie azjatyckie Stany Zjednoczone Ameryki. Tajpej kojarzy się z Nowym Jorkiem, prowincja z typową amerykańską prowincją a parki narodowe ze swoimi amerykańskimi odpowiednikami – nawet ścieżki do chodzenia mają podobne.

Tajwanka spotkana w samolocie (13 lat w USA) opowiada:  tak się złożyło, że wylądowałam w Stanach. Nie nie chciałam wyjeżdżać, ale akurat tak się złożyło. Na początku mi się podobało, ale teraz jest nudno. Wiesz, możesz jechać przez kraj 1000 km i minąć po drodze jakieś dwie wiochy. I o czym z nimi gadać? Oni nic nie wiedzą o świecie.  No ale USA to gwarant niepodległości Tajwanu.

Właśnie, bo Tajwan to taki kraj nie kraj. Coś jakby takie pseudopaństewko na Kaukazie. Ich gospodarka jest 24 na świecie, ale uznają ich tylko 23 państwa! ‘Prawdziwi przyjaciele’ Republiki Chińskiej, bo  to tak brzmi oficjalna nazwa kraju. Mimo to, większość krajów świata ma tu przedstawicielstwa handlowe (ale, rzecz jasna, nie placówki dyplomatyczne) bo trudno ignorować wyspę, z której kilkanaście firm jest na liście 100 najważniejszych przedsiębiorstw świata. Tajwański soft power polega na zapraszaniu ludzi i pokazywaniu im jak bardzo są zajebiści. I faktycznie są. Ale jakby czegoś im brakuje. Chyba wyobraźni.

Dziwne jest tu powietrze – gęste, wilgotne, zimne.. Przez to obraz jest zamglony i wszystko co się widzi jest jakby nierzeczywiste, jak przez łzy. W nocy, w mieście świecą LEDy, punktowo i przez to tak jakby nie widzi się miasta ale te poszczególne punkty. Nie podświetlają wieżowców, można dostrzec tylko ich kontury. Podobnie jest w Bangkoku. Azja oszczędza energię.

Ludzie – ubrani najrozmaiciej ale z takim amerykańskim rysem. Kolorowo. Często awangardowo, ale nie ma w tym elegancji. Nie zwracają uwagi na buty, jest to chyba najmniej istotny element garderoby. Typowe połączenie to puchowa kurtka, ciepłe dresy i do tego… klapeczki, w najrozmaitszych odmianach. Na wysokości 3000m npm widziałam rowerzystę w profesjonalnym kostiumie i właśnie w klapeczkach. Fajnie, w firmach, w urzędach praktycznie nie ma dress codu.

Psy. Mają tu na ich punkcie świra. Psy są uczesane i noszą własne ubranka. Mają swoje wózeczki jak niemowlaki. I w tych wózeczkach jeżdżą na spacerki.

Architektura  to jakiś koszmar estetyczny. Domy  na przedmieściach wyglądaj jakby miały się zaraz rozlecieć, co jest zabawne bo nieraz parkują przed nimi Lexusy. Budowano na szybko, kilkadziesiąt lat temu kiedy opcja powrotu na kontynent była bardziej realna.  Zresztą, w kraju gdzie średnio co drugi dzień jest trzęsienie ziemi nie vardzo przywiązuje się wagę do trwałości.

c.d.n....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz