Centrum Tajpej jest europejsko-amerykańskie. Trochę
wieżowców, centrów handlowych, apartamentowców. Właściwie nie wiadomo dokładnie
co tu jest centrum miasta - 101 czy plac przed mauzoleum Czang Kaj
Szeka. Właśnie, 101,
kiedyś najwyższy budynek świata. Przypomina bambus, co symbolizuje
szybki rozwój Tajwanu, jednego z czterech azjatyckich tygrysów. W środku
butiki, same drogie butiki, dają możliwość robienia drogich zakupów czyli tego
co dla Tajwańczyków najważniejsze.
Kapusta. Jedno z
ulubionych warzyw lokalsów. Prawie w samym centrum miasta, coś jakby na warszawskim
Mokotowie, miedzy 5-piętrowymi blokami i ciasno zaparkowanymi samochodami
(wieczny problem z parkingiem) poletko kapusty. Przestrzeni się tutaj nie marnuje.
National Palace
Muzeum –
olbrzymia kolekcja wszystkiego. Naczelne przesłanie – we care about our
history. Nigdy nie pokazali swojej kolekcji na kontynencie bo tajwański rząd
się nie zgodził. Tajwan może zacieśniać współpracę gospodarczą i robi to z
Chinami ale nie będzie współpracował kulturalnie bo ‘to my jesteśmy prawdziwymi
Chinami’. Wojna o dusze Chińczyków trwa w najlepsze.
A
tymczasem w National Palace dzikie chińskie tłumy oglądają nefryty, porcelanę i
chińskie grafiki. W muzeum serwują także poglądową lekcję historii Chin
(Tajwanu). Tej prawdziwej historii.
Cukier. Wszystko
jest słodkie! Włoskie, hiszpańskie firmy produkują swoje tajwańskie
odpowiedniki z wielokrotnie większą ilością cukru, taki np. ocet winny jest przesłodzony!
Nawet wina z Europy, w wersji półwytrawnej są po prostu słodkie.
Zdarza się
dysonans smakowo-wzrokowy – kiełbaska z grilla, wyglądająca jak typowa
kiełbaska z grilla, jest słodka. Do tego sos słodko-kwaśny. Tak naprawdę przede
wszystkim słodki. Doceniłam polskie śledzie. I kiełbaskę w wersji ‘German’,
której odnalezienie zajęło koledze pół roku.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz